Z drogi
Na drodze przelotowej między dwoma miastami jest kilka punktów bardzo niebezpiecznych i kilka nie do końca zrozumiałych. Każdego dnia na 3 niebezpiecznych skrzyżowaniach dochodzi do kolizji, a przynajmniej raz w miesiącu karetka odwozi kogoś na sygnale. Sytuacja jest niezmienna, przynajmniej od 4 lat, czyli od czasu, jak zacząłem tamtędy jeździć. Są dni, kiedy nie nadążają zamiatać szkła i plastiku. Nie przeszkadza to zupełnie miejskim strażakom na stawianie fotoradaru kilka kilometrów dalej na prostym odcinku drogi, która lekko się wznosi i wpada do lasu. Tuż przed lasem jest ograniczenie prędkości do 40km i tam leci dużo fotek. Miejscowi są przyzwyczajeni do niemal codziennego obstrzału, więc zwalniają, ale przyjezdni jeżdżą szybciej i wyprzedzając stwarzają niepotrzebne zagrożenie. W jednym miejscu giną ludzie, a kawałek dalej kasują mandaty, i co? I nic. Widać, nikomu nie zależy na zmianach.
I drugi rodzynek z drogi: z pewnej drogi dojazdowej do głównej zrobiono jednokierunkową, w związku z czym, w lewo można (trzeba, prawy pas jest do jazdy prosto i w prawo) kręcić z lewego pasa. Problem w tym, że po zmianie kierunku ruchu nikt nie przemalował pasów na asfalcie, wobec czego skręcając w lewo przecina się linię ciągłą. Czasami tamtędy prowadzi jazda egzaminacyjna. O wynikach nie muszę chyba mówić.